środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 34

Kendall wypuściła głęboki oddech nie zdając sobie sprawy, że jest trzymana przez Jasona, dopóki nie przejechał dłonią po jej miękkich włosach. Zacisnęła mocno oczy, pozwalając by jej ciało odpoczęło przez chwilę, ale ten moment szybko zniknął zmuszając ją, by wrócić do rzeczywistości, gdy po jej głowie przebiegły retrospekcje brutalnych scen, których była świadkiem. Nie chodziło o to, jak Samantha próbowała ją zastrzelić lub udusić, albo gdy na jaw wyszedł sekret Jasona. Chodziło o jej śmierć. Samantha Cole umarła w tym domu w piękną sobotę i Kendall to wszystko widziała. Nigdy nie będzie w stanie tego zapomnieć; głośne uderzenie, kiedy Jason pociągnął za spust, jak się trzęsła, gdy pociski wylądowały w jej piersi, jak jej oczy się rozszerzyły i tak zostały, a jej puste spojrzenie spoglądało gdzieś w przestrzeń. Wiedziała, co zrobił Jason i wiedziała, że było to złe. Ale wybrała go kochać. Musiała zmierzyc się z jego kryminalną stroną, ponieważ wiedziała, że gdy jest z nią to jego ściany się burzą i jest jej aniołem. Ale nigdy nie pomyślała, że rzeczywiście będzie tego świadkiem.
- Przepraszam. - Wyszeptał cicho Jason, czując ból żołądka. Kendall milczała rysując niewidzialne kształty na jego klatce piersiowej.  - Wiem, że to było dla ciebie dużo do zniesienia, powinienem wziąć cię gdzieś indziej zanim... wiesz, wykończyłem ją. - Wypalił, a Kendall delikatnie przygryzła dolną wargę. - To po prostu coś takiego, czego nigdy nie zrozumiesz. Nie miałaś tak złamanego serca jak ja, a co najważniejsze; nie zabiła ci ona jedynej rodziny, jaką miałaś. - Powiedział przez zaciśnięte zęby i ściskając mocniej dziewczynę. 
- Rozumiem. - Wypaliła. 
- Nie zasługiwała by żyć. - Powiedział Jason zamykając oczy. 
- Nic nie zmieni mojej miłości do ciebie, Jason. Kocham cię takim jaki jesteś. Mimo, że nie przepadam za zabijaniem muszę sobie z tym jakoś poradzić. - Wymamrotała.
- Nic z tego by się nie stało jeżelibym z tobą został. - Stwierdził. Kendall przewróciła oczami. - Powinienem dbać o twoje bezpieczeństwo. Prawie zostałaś zabita. Powinienem być na czas. Ja.. 
- Przestań, Jason. Po prostu przestań. - Powiedziała głośno. Ból, strach i żal malowały się w jego oczach.
- Jak możesz oczekiwać ode mnie, bym udawał, że to się nigdy nie stało? Czy zdajesz sobie sprawę, że prawie cię straciłem? Co bym bez ciebie zrobił? - Warknął siadając na krzesło i ciągnąc się za włosy, gdy jego oczy wypełniły się łzami. Dało się słyszeć odgłosy szlochy, a Kendall zmiękła. 
- Nie musisz wszystkich chronić, Jason.
- Nie rozumiesz. - Pokręcił głową. - Nigdy nie zroumiesz jak to jest stać przed kimś, kto spieprzył dwa razy ci życie i zdać sobie srpawę, że ta osoba stara się zabrać najcenniejszego człowieka, jaki ci został. Nie mogłem nic zrobić. Czułem się bezużyteczny i bezbronny. Widziałem twoją twarz, jak bezbronna byłaś, i po prostu chciałem cię przytulić i powiedzieć, że będzie dobrze, ale nie mogłem. Nie mogłem. - Krzyczał. - A kiedy powiedziała ci o mojej zemście.. Nie mogłem już tego znieść. - Wyszeptał cicho spoglądając na ziemię. - Pomyślałem, że znienawidzisz mnie, nie mogłem znieść myśli, że nie będę cię miał, bo jesteś jedyną, która mi została. Wiem, że cię wystraszyłem, kiedy próbowałem.. - Przerwał na chwilęspoglądając w dół. - Ale wydawało mi się to wtedy jedynym wyjściem. Jestem przyzywczajony do tracenia ludzi przez cały czas, ale z tobą jest inaczej. Nie mogę żyć bez ciebie. Kiedy Alex umarł, wpakowałem siebie w depresję. Nie jadłem i nie spałem, ani nie rozmawiałem z nikim przez wiele dni. Wiedziałem, że muszę wrócić do rzeczywistości, więc wybudowałem te ściany, by nikogo nie wpuścić. Kiedy ty się pojawiłaś skruszyłaś je. - Powiedział uśmiechając się. - I jeśli cię staracę to.. Boże, nawet nie wiem. - Westchnął zamykając oczy. Kendall otarła łzy i owinęła ręce wokół jego tułowia. 
- Nie strasz mnie tak nigdy więcej. - Powiedziała kładąc głowę na jego piersi. Jason wciągnął bardzo potrzebny mu oddech.
- Kocham cię. - Wyszeptał, pocierając jej policzek wskazującym palcem i pochylając się, by ją pocałować. Zębami lekko pociągnął ją za dolną wargę, gdy obejmował ją w talii. Kendall chywciła go za bicep, Jason przechyił głowę, by miał łatwiejszy dostęp do jej warg. Jego usta oderwały się na chwilę od niej, by potem ponownie je złączyć, a następnie ich pocałunek przerwał im David. 
- Jason, masz minutkę? - Zapytał poważnym tonem, a Jason odwrócił się do niego. Poprzez wyraz jego twarzy wiedział, że coś było nie tak. Zaciskając szczękę i mrugając kilka razy wziął głeboki oddech i pokiwał głową. 
- Zaraz wracam. - Wyszeptał dając Kendall buziaka.
- O co chodzi? - Wymamrotał, kiedy wraz z Davidem opuścili jego pokój.
- Don dzwoni. Jest cholernie wkurzony.
- Cholera. - Syknął Jason zaciskając dłonie w pięści. - Akurat właśnie tego kurwa potrzebuję. Sprawdziłeś teren? 
- Ta. Nikt jej nie widział. Włamaliśmy się do systemu rządu. Przekroczyła nielegalnie kanadyjską granicę. - Odpowiedział David pewny swoich słów.
- Dobrze. Pozbyłeś się ciała? - Zapytał Jason łącząc brwi. David skinął głową. 
- Nie ma żadnych odcisków. - Uśmiechnął się do siebie. - Powodzenia z Donem, stary. - Powiedział wskazując podbródkiem na telefon.
- Dzięki, będzie potrzebne. - Mruknął. Odebrał telefon przygotowywując się na to, co miał usłyszeć. 
- McCann ty pierdolony idioto. Co ty sobie kurwa myślałeś? - Wysyczał Don na drugiej linii.
- Też dobrze jest cię słyszeć, Don. - Odpowiedział Jason przewrcając oczami. Usłyszał jęk Dona. 
- Postratałeś pieprzone zmysły?
- Przyszła kurwa do mojego domu i próbowała zabić moją dziewczynę. Co miałem kurwa zrobić? Poza tym po tym wszystkim co zrobiła zasługiwała na śmierć. - Rzucił Jason podnosząc głowę. 
- Myślałem, że ci przeszło, McCann. - Syknął Don. Jason wdychał i wydychał gwałtowanie powietrze.
- Jest odpowiedzialna za śmierć Alexa. - Wymamrotał przez zaciśnięte zęby. W yślach już widział wyraz twarzy Dona. Jego twarz posmutniała, a usta rozszerzyły się, ale żadne słowo z nich nie wyszło. Alex był jego najlepszym przyjacielem, od kiedy byli dziećmi. 
- C.. Co? - Wymamrotał.
- Słyszałeś mnie. Ona była jedną z tych, którzy podłożyli bombe i zrobili to tak, że wyszło na Alexa, by jej gang mógł nas zgładzić. Stradziłem brata przez tą pieprzoną sukę. - Syknął ostrym tonem Jason, prawie drżącym z powodu rosnącego w nim gniewu. Don milczał przez kilka sekund pozwalając, by słowa całkowicie do niego dotarły. Wiadomości zmieniły jego punkt widzenia i wiedział, że zrobiłby to samo, jeżeli byłby Jasonem.
- W porządku, suka naprawdę na to zasłużyła. - Niemal zachichotał Don. - Sprawdziłeś teren? - Zapytał.
- Tak. - Powiedział, przedłużając literkę 'a'. - To jasne. Nikt z nią nie był. Nikt nie widział, jak wchodzi do domu. Przejechała granicę kanadyjską nielegaline, więc rząd nie ma żadnych nagrań, kiedy jej gang zda sobie sprawę, że zniknęła. - Don westchnął.
- Mówiąc o jej gangu, prawdopodobnie zwariują, kiedy dowiedzą się, że została zabita, przez ciebie. 
- Wiem. - Powiedział Jason z zaciśniętą szczęką. 
- Idą po nas. Njabardziej chcieliby cię zabić. - Powiedział Don.
- Wiem. - Powtórzył Jason.
- Więc?
- Więc zabiję każdego z nich po kolei. Zabijałem wcześniej ludzi; potrafię się sobą zająć. Poza tym, moja zemsta jeszcze się nie skończyła. Skurwysyny zapłacą za wszystko. - Syknął. 
- Cóż, muszę kończyć. Trzymaj się. - Powiedział Don zanim się rozłączył. To było proste. Zamknął oczy wdychając powietrze, a następnie położył się na kanapie. 
Usłyszał jak Kendall schodzi schodami na dół i wkrótce spoglądał na piękność, która zdenerwowana spoglądała na niego. 
- Jason, co się dzieje? - Spytała. - Kochanie, musimy porozmawiać.
***
Z punktu widzenia Justina. 
Chwyciłem cienki materiał koperty patrząc gdzieś w niebo. Uśmiechnęłam się do siebie, patrząc na kartkę, na której było napisane szkoła Julliard of Art dużymi literami. Oblizałem suche usta, moje myśli zabrały mnie z powrotem do porannych wydarzeń, kiedy moja mama w pośpiechu przyszła do mojego pokoju budząc mnie, gdy skakała w górę i w dół. 
Była strasznie podekscytowana. Wciąż na pół śpiąco postanowiłem zapytać ją, co się dzieje, ale nie była w stanie mówić z emocji. Dała mi kopertę i natychmiastowo wytrzeszczyłem oczy. To było jakby wielki kubeł wody został na mnie wylany, budząc ze snu. Moje palce zaczęły drżeć, gdy ostrożnie otwierałem kopertę, o której dostaniu marzyłem od dziecka. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na mamę, która posłała mi zachęcający uśmiech do otworzenia. To było to. To co było napisane w liście mogło uczynić mnie najszczęśliwym człowiek na świecie, albo zrujnuje szanse na stanie się kimś, kimś kim zawsze chciałem być. 

Drogi panie Bieber,
Mamy przyjemność poinformować, że zobaczyliśmy pańską wspaniałą aplikację do uczeli i byliśmy pod wrażeniem pańskich umiejętności muzycznych. Dodatkowo dajemy panu stypendium na 4 lata, które zapewnia edukację ofertę Juliarda oraz zakwaterowanie. Będziemy zaszczyceni mając pana tutaj we wrześniu tego roku, jako jednego z naszych uczniów. Skontaktować może się pan z nami na oficjalnej stronie Julliarda..

 Czytałem to kilka razy, ponieważ nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Podekscytowanie moje i mamy było niewiarygodne. Skakałem w niedowierzaniu, oddychając ciężko, gdy objąłem mamę. Moje marzenie się spełniało. Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. 
***
Teraz czekałem przy samochodzie, by podzieliść się wiadomościami z moją trzecią ulubioną dziewczyną, po amie i Jazzy oczywiście, Kendall. Nie mogłem się doczekać, aż zobaczę jej reakcję. Będzie się cieszyła? Czy może się skrzywi, bo wciąż w jej sercu jest dla mnie miejsce? Tak czy inaczej, nadal będę zadowolony. Może Julliard nie zapewni mi tylko prawdziwego, profesjonalnego wykształcenia, ale także da mi czas i przestrzeń - biorąc pod uwagę to, że szkoła znajdowała się w Ameryce, w Nowym Jorku, tam gdzie zawsze chciałem pojechać. Myślę, że można powiedzieć, że moje marzenia się spełniają. Może to da mi również szansę na to bym ruszył na przód i zapomniał o Kendall. 
Może znajdę kogoś innego, kogoś takiego jak ona. Pewnie, nikt nie może się w żaden sposób równać z Kendall. Była niesamowita, wewnątrz i na zewnątrz. Jedyną rzeczą, jaką chciałbym w niej zmienić to facet, z którym była. Ten facet nie był mną. I mimo, jak bardzo zabijało mnie widząc ją z nim, musiałem to przetrawić. Zasługiwała na bycie szczęśliwą, kim byłem, by znowu to popsuć? Co on ma czego ja nie mam? Ironio. Na początek, nie jestem przestępcą, jestem przyzwoitym człowiekiem, który mógłby zapewnić jej wszystko, o co by poprosiła. Traktowałbym ją jak księżniczkę, rozpieszczał, kochał i sprawiał, by była szczęśliwa. Ale część mnie wciąż miała nadzieję, że może, tylko może, jeszcze raz zobaczy Justina, w którym się zakochała. Straciłeś ją, idioto. 
Widząc, jak ktoś zbliża się do mojego samochodu, zwróciłem uwagę na piękną dziewczynę, którą chciałem zobaczyć. Przygryzłem dolną wargę, uśmiechając się do niej, co z radością odwzajemniła. Bardzo mi się to w niej podobała. Zawsze była taka miła dla ludzie, że prawie tego się w niej nie lubiła. Była również wspaniała. Jej ciemne czekoladowe włosy i oczy, które dopełniały anielską twarz, nie wspominając o jej pulchnych ustach i nosie. Jak nie mogłem tego wcześniej zauważyć?
- Hej. - Powiedziała uśmiechając się, gdy otworzyłem ramiona, by wpadła w mój uścisk. Boże, pachaniała tak dobrze. Starałem się rozkoszować każdą sekudną tego uścisku, zdając sobie sprawę, że to ostatnia rzecz, która się nie zmieniła. - Więc. - Zaczęła z bezczelnym uśmiechem. - Co chciałeś mi powiedzieć? Wyglądasz na podekscytowanego. - Zachichotała. Zaśmiałem się kręcąc głową.
- Nie uwierzysz. - Powiedziałem mrugając do niej. Wciągnąłem powietrze wyciąkając kopertę, by jej pokazać. Jej jasne czekoladowe oczy śledziły wzrokiem kartkę i rozszerzyły się, kiedy odczytała na kopercie moje imię. Jej usta rozchyliła się w szoku, gdy jej wzrok spoczął na niej, nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów do powiedzenia. Uśmiechnąłem się.
- Idę do Julliarda, Kendall. Dali mi pełne stypendium. - Wypaliłem. Oddech Kemdall zamarł jej w gardle. Idę do Julliarda, Kendall. Dali mi pełne stypendium. Słowa przewijamy się w jej myślach, przez co ciężko było jej zareagować. Odchodzi. Wyjeżdża do Nowego Jorku do jednej z najbardziej prestiżowych szkół muzycznych na świecie. Jak miała się czuć? Szczęśliwa? Podniecona? Smutna? Rozczarowana? Nawet nie wiedziała. 
- To.. To niesamowite! - Wyrwało się jej i uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy Justin ją objął. - Jestem z ciebie dumna. - Wymamrotała wtulona w jego ramię. Justin zaśmiał się do siebie. Kendall nie mogła nic poradzić, ale posmutniała. Nie zobaczę go więcej, kiedy wyjedzie na studia? 
Mówiąc, że była zmieszana byłoby niedopowiedzeniem. Może nie chciała go jeszcze puścić. Kochała Jason, wiedziała to i nie miała wątpliwości. Ale Justin, do Justina żywiła innego rodzaju miłość. Jeszcze po prostu tego nie rozwikłała. Przerywając uścisk uśmiechnęła się, spoglądając na ziemię. Justin zmarszczył brwi.
- Co się stało? Wyglądasz na.. smutną? - Zapytał chwytając ją za przedramiona. Kendall wypuściła długie westchnienie zanim spojrzała na jego wspaniałą twarz. 
- Nie zrozum mnie źle. Naprawdę cieszę się z tego co sięstało. To twoje marzenie i wiem, jak bardzo na to zasługujesz, naprawdę. To nie ma nic z tobą wspólnego, po prostu ostatnio przez wiele przechodzę. - Powiedziała kręcąc głową.
- Cóż... co się stało? - Zapytał Justin, opierając się o maskę samochodu ze skrzyżowanami rękoma na piersi. Kendall wypuściła głęboki oddech. Na początek, mój tak zwnay ojciec uderzył mnie i pobił mojego chłopaka. Potem ta dziewczyna z przeszłości Jasona się pojawiła i próbowała mnie zabić. Ponadto 10 metrów ode mnie znajdowało się martwe ciało i jest wielka szansa, że jej bracia teraz obserwują każdy mój ruch.
- Nie masz się o co martwić, uwierz mi. - Powiedziała z uśmiechem. Kolejne kłamstwo. 
***
- Macie pieniądze? - Przemówił Robert Dwayne na telefonie niskim donem, obserwując teren, by nikt nie zobaczył i usłyszał jego rozmowy.
- Tak proszę pana, mamy. - Usłyszał głos Damiena Fatena. 
- Dobrze. Chcę byście skończyli dziś pracę. I upewnijcie się, że podejrzenia policji skupią się na McCannie. Nie zostawcie żadnych śladów. - Wychrypiał Rob.
- Niech się pan nie martwi, ma pan moje słowo. Pogrążenie McCann jest również dla mnie przyjemnością. - Zaśmiał się do siebie Damien. 
- Tak. Wciąż widuje się z moją córką. Obserwowałem każdy ich ruch. Ona nie będzie mnie słuchać i nie będzie się trzymała od niego z dala, więc muszę to zrobić. - Uśmiechnął się Robert. - Dziś jest ich bal. Odbiera ją o 8. W tym czasie zostaną podjęte przez policję działania w celu przesłuchania go.
- Jest pan tego pewny panie Dwayne? Jest szansa, że pańska córka się dowie, że to pan i.. 
- Zrobię wszystko w mojej mocy, by trzymać go z dala od mojej córki, Damien. Rządzę tym miastem. Zadzwoń do mnie, kiedy twoje pieski skończą wykonywać robotę. - Wychrypiał. Nie spodziewasz się tego, McCann. 
***
Jason poprawił kołnierz marynarki i chwycił za jasnoniebieski krawat, który obwiesił wokół szyi. Wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze i złączył brwi. Nie pamiętał nawet ostatniego czasu, kiedy założył garnitur. Przejechał dłonią po włosach, gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Uśmiechnął się do siebie, gdy zobaczył postać Amber w lustrze.
- Puk, puk. - Zaśmiała się. Jason uśmiechnął się odwracając się. 
- Wyglądam jak kretyn, nie ubieram się tak. - Zawołał patrząc na swoje ubrania. Amber przewróciła oczami.
- Daj spokój, wyglądasz naprawdę przystojnie! Kendall pewnie będzie słabo, kiedy cię zobaczy. - Skinęłą głową. Jason uśmiechnął siędo siebie. - Pozwól mi to zrobić. - Powiedziała stając na czubkach palców i poprawiając jego krawat. - Jestem z ciebie dumna, braciszku. - Powiedziała nagle Amber, koncentrując swoją uwagę i spoglądając na jasnoniebieski krawat. Jason oblizał wargi, gdy spojrzała na niego, posyłając mu sympatyczny uśmiech. - Po tym wszystkim co przeszedłeś nayczyłeś się jak kochać. Wiem, że jest wiele przeszkód na drodze, ale ty i Kendall wciąż jesteście silni. - Powiedziała cicho. - Alex byłby z ciebie bardzo dumny. - Wyszeptała sprawiając, że Jason na nią spojrzał. Zagryzł wargę z przejętym spojrzeniem na twarzy. - Wujek Jonathan byłby też z ciebie dumny. - Uśmiechnęła się wspominając o jego ojcu. Jason zacisnął szczękę.
- Nie, nie byłby. - Szepnął potrząsając głową. - Jestem przestępcą, Amber. - Wzruszył ramionami.
- Hej, hej, spójrz na mnie. - Rozkazała Amber łapiąc go dłońmi za twarz. - Przestań tak mówić. Kendall kocha cię takim jakim jesteś. Czyż nie? Na Boga, Jason. Doświadczyła tego, jak kogoś zabijasz kilka dni temu i została, co nie? Twój ojciec bardzo cię kochał. Spogląda na ciebie i uśmiecha się. Życie sprawiło, że podążasz po złych ścieżkach, ale wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Nigdy nie wąt w moje słowa, okej? - Powiedział patrząc w jego oczy. Jason poddał się i skinął głową. Amber uśmiechnęła się. - Dobra. Teraz lepiej się pośpiesz i odbierz Kendall. Już praiwe 8. - Powiedziała otwierając drzwi i prowadząc go na dół. Jason złapał za portfel i kluczyki ze stolika, spoglądając poraz ostatni w lustro. - Przestań ciągle patrzeć w lustro. Dobrze wyglądasz. - Rzuciła Amber stając się zdenerwowana. - Gotowy?
- Tak. 
- Zabierz ją do domu przed 1 rano. - Rozkazała Amber.
- Tak mamo. - Przewrócił oczami. 
Do drzwi zadzwonił dzwonek, sprawiając, że obydwoje zwrócili uwagę w tamtym kierunku. Amber zmarszczyła brwi, tak samo jak Jason.
- Kto to może być? - Zapytała.
- Nie mam pojęcia. Nikogo się nie spodziewamy, prawda? - Powiedział idąc do drzwi. Chwycił za klamkę otwierając drzwi, odkrywająć, że przed nim stało dwóch mężczyzn ubranych w policyjne mundury.
- Czy to Jason McCann? - Zapytał jeden z nich. 
- Tak? - Odpowiedział.
- Obawiam się, że będzie musiał iść pan z nami na posterunek. 
 ***
Kendall westchnęła, patrząc przez okno swojego pokoju. Jej makijaż i włosy były idealnie zrobione, piękna sukienka, którą wybrała pasowała do niej idealnie.
- Powiedział, że będzie tutaj o 19.45. Gdzie jest? - Powiedziała rozmawiając z Claire przez telefon, która już wyjechała na bal. 
- Och Kendall, wiesz jacy są faceci, zawsze się spóźniają! Może dopiero zaczął się przygotowywać. Może jest już w drodze. Nie panikuj. - Zawołała Claire. Kendall przewróciła oczami. Łatwo ci mówić. Ludzie nie próbują zabić twojego chłopaka.
- Chyba masz rację. - Skłamała. 
- Idź się bawić. Zobaczymy się później. Pa. - Powiedziała rozłączając się, nie dając Claire szansę na odpowiedź. 
Wypuściła oddech starając się uspokoić i wyrzucić negatywne myśli, ale to nie działało. Zamknęłą mocno oczy kręcąc głową. Co jeśli coś mu się stało? 
- Przestań się martwić. Nic mu nie jest. - Wyszeptała do siebie. Po tym co się niedawno wydarzyło nie mogła nic poradzić, ale myślała o najgorszym. Nigdy się nie wie. 
Jej teelfon zawibrował i szybko podbiegła do stolika nocnego, mając nadzieję, że to Jason. Zmarszczyła brwi sprawdzając numer, którego nie znała. Kliknęła, by odebrać zastanawiając się, kto to może być.
- Słucham? - Zapytała. 
Jason czuł jak się relaksuje słysząc jej głos, gdy zamknął oczy. Pochylił się przy kabinie telefonicznej w lokalny posterunku policyjnym, opierając się na ramieniu.
- Kendall. - Powiedział niskim, cichym głosem, który był ledwie słyszalny.
- Jason? - Odparła niepokojąco, czując, jak jej żołądek zawiązuje się w tysiąc więzów. 
Wiedziała, że coś się stało. Nie mogli mieć chwily przerwy. Jason wypuścił głęboki oddech, zbierając się na odwagę, by powiedzieć jej to co musiał. Rozejrzał się po dużej sali, zauważająć, że był otoczony dwudziestoma policjantami, zajętymi swoimi sprawami. Rozchylił usta, by coś powiedzieć, jednakże nie był w stanie. Kendall niecierpliwie czekała na jego odpowiedź, a w jej oczach pojawiły się ze strachu łzy. 
- Potrzebuję cię ze mną teraz. 

19 komentarzy:

  1. Najlepsze oby byli razem

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg :o to się skonczylo. Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwayne wszystko zepsuł! Mam nadzieję, że z Jason'em będzie wszystko w porządku, a Kendall nie pozwoli mu odejść.

    fabregasek /@bieberauss

    OdpowiedzUsuń
  4. OMB ! Genialny ! *.*
    Nie mogę doczekać się nexta !! <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Ugh zawsze coś się musi spieprzyc. Mam tylko nadzieję że nie pojawi się nagle Justin i uda takiego wspanialomyslnego zabierajac Kendal na bal zamiast Jasona -.- Poza tym jestem zakochana w tej historii i czekam z utęsknieniem na kolejne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju jeju jeju Z.A.J.E.B.I.S.T.E <3 czekam na nn *.*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieeeere, jebany skurwysyn z tego jej tatusia (przepraszam za wyrażenie ale no aż mnie nosi ) xd oni muszą być razem *.* kocham to :) jason mimo wszystko zasługuje na jedną taka osobę jak ona... Justin ? No ok on może tez ale no jason i kendall awww, już myślałam że pójdą na bal i będzie tak hdvudbdhudh a tu dupa :( aż mi coś tak w sercu jak do niej zadzwonol... lol no nic czekam co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow dzieje się

    OdpowiedzUsuń
  9. O NIE BFSXCH ROZNOSI MNIE JAK CZYTAM

    OdpowiedzUsuń
  10. jeśli to nie kłopot to byś mogła mnie nadal informować?:) bo
    Zmieniłam nazwe na tt z @biebstynx na @cuzxdrew

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znosze ojca Kelndall. On jest jakimś psychopatą! Czekam na nn!♥

    OdpowiedzUsuń
  12. http://just-let-me-motherfucking-love-you.blogspot.com/#_=_
    Lubie twojego bloga. Ale pozwole sobie polecić swoje opowiadanie z Justinem i Collen. Polecam. ;>

    OdpowiedzUsuń
  13. Mogłabyś dać linka do tego bloga po angielsku?

    OdpowiedzUsuń
  14. Oo nowy rozdział odrazu lepszy humor

    OdpowiedzUsuń
  15. wiez Justina i Kendall jest taka skodka

    OdpowiedzUsuń
  16. oww Jason, chyba wnowu zawiedziasz Kandall, a ty Justin chyba masz jednak szanse

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Celivia